Filister Wiktor Hempowicz urodził się 23 czerwca 1912 roku w Sulmierzycach.
W tej miejscowości ukończył również Szkołę Powszechną, a gimnazjum w Krotoszynie. Swoje studia a zarazem członkostwo w Korporacji „Lechia” rozpoczął w październiku 1937 roku na Uniwersytecie Poznańskim na Wydziale Matematyki. Wszystkie wspomnienia, jakie posiadam są bezpośrednio związane z Lechią.
Po wkroczeniu Niemców do Poznania Fil! W. Hempowicz czym prędzej poszedł na kwaterę korporacyjną, z której zabrał jedynie sztandar, chcąc zabrać resztę następnego dnia. Jednakże wtedy na kwaterze byli już Niemcy, o czym został poinformowany przez mieszkańca domu i już na kwaterę nie wszedł (kwatera mieściła się przy dzisiejszej ul. 27 Grudnia 15).
Był ostatnim Lechitą, który osobiście poznał Ojca Konwentu „Lechia” generała Józefa Dowbor-Muśnickiego. Była to przy okazji zawiezienia ważnego listu do Lusowa, gdzie generał miał swoje gospodarstwo rolne. Rozmowa z tak ważną osobą była bardzo często wspominana przez Filistra.
W czasach powojennych został przyjęty w poczet Filistrów konwentu i pełnił bardzo długo funkcję skarbnika. W latach 50 otrzymał tzw. „wilczy bilet”, który uniemożliwiał mu pracę w innych zakładach pracy. W latach 60 był bardzo oddany życiu harcerskiemu.
W latach 90 aktywnie uczestniczył w procesie reaktywacji Konwentu „Lechia”, m.in. przekazując młodym przyszłym członkom sztandar korporacyjny (uratowany wcześniej w 1939). Był zaangażowany w wychowanie giermków „Lechii”, posiadając dożywotni tytuł viceoldermana.
W swoim poznańskim mieszkaniu przy ul. Słowackiego 34 żył w zasadzie cały okres dorosłego życia. Od ?śmierci swojej małżonki w 1992 roku mieszkali u niego często przyszli Lechici (choć nie tylko). Tam otrzymywali bardzo twardą szkołę życia wypełnioną pracą, rozrywką oraz nauką. Często także w mieszkaniu Filistra spotykaliśmy się, aby porozmawiać o ważnych i życiowych sprawach, uczestniczyliśmy w konwentach, a także negocjować z przedwojennym negocjatorem np. o wydaniu sztandaru na ślub jednego czy drugiego Comilitona. Przy okazji można było się dowiedzieć „jak brać byka za rogi”, „nie dać się głupszemu od siebie”, „jak robić wino z róży marszczonej”, czy „iść zawsze do głowy” (czyli szefa) czy otrzymać cenne uwagi na temat bycia gentlemanem wobec płci pięknej.
Od 18 września 2000 roku przebywał w szpitalu, gdzie zmarł dnia 30 stycznia 2001 roku.
(Wojciech Owczarzak)